Posts in varia

Po co mi psycholog?

Czasem przemieszczam się środkami komunikacji publicznej. Choć na ogół nie przepadam za autobusami miejskimi, zdarza mi się jechać nimi od czasu do czasu. Lubię pociągi. Czas, w którym można bezkarnie poczytać, posłuchać muzyki i pogapić się w okno. Podczas podróży często słyszę rozmowy innych osób. Takie twarzą w twarz między pasażerami siedzącymi obok siebie, lub telefoniczne. Za każdym razem zadziwia mnie przekonanie osób rozmawiających, że na pewien czas stają się niesłyszalne, nieobecne w swoim tu i teraz, obok obcych osób, nie mających innego wyboru niż słuchać rozmów nie przeznaczonych dla ich uszu. Ale nie o tym… Otóż takie przymusowe słuchanie konwersacji innych osób, oprócz tego, że dostarcza wielu, niestety nieprzyjemnych emocji, może dostarczyć wiedzy, o tym jak ludzie postrzegają świat. I jest to nierzadko wiedza zaskakująca!

Podczas strzępków różnych tego typu rozmów, kilkakrotnie udawało mi się, zupełnie nie intencjonalnie, usłyszeć jak ludzie postrzegają przydatność psychologów, terapeutów i „nie daj Boże psychiatrów”. Otóż zazwyczaj towarzyszyły temu takie sformułowania jak: ” Już całkiem tej Basi wszystko w głowie się pomieszało, biedulka, chyba musi do jakiegoś psychologa iść.” „Oni tego swojego syna do psychologa prowadzają, i to co tydzień, chyba bardzo źle jest. Ale od czego, to nie mam pojęcia, rodzice tacy normalni się wydają.” ” Parę razy byłam u pani psycholog, miła taka, tylko proszę cię nie mów nikomu, bo wiesz co zaraz będą gadać, nawet w rodzinie nie mówiłam.”

Wiele się zmienia w zakresie świadomości zdrowia psychicznego. Mamy kampanie społeczne, osoby publiczne opowiadają o swojej depresji, przebytej terapii, ale wciąż jeszcze przeciętny człowiek nie dopuszcza w ogóle ewentualności, że on też może, lub powinien skorzystać z wizyty u psychologa.

Czasem moi pacjenci mówią mi o swoich bliskich osobach, które mają trudności z kontrolą gniewu, radzeniem sobie ze stresem codzienności, bliskimi relacjami, cierpią na chroniczne bóle głowy, bezsenność. Ale na propozycję skorzystania z pomocy odpowiadają: „ale ja tego nie potrzebuję, jestem zdrowy/a, wszystko ze mną jest w porządku, poradzę sobie, dam radę.”

Zgodnie z tymi przekonaniami psycholog przyda się zapewne dopiero wtedy, gdy pewnego ranka obudzimy się jako Napoleon, lub zaczniemy chodzić po okolicznych śmietnikach, znosząc do domu co ciekawsze znaleziska. Smutne i krzywdzące stereotypy, ale chyba wciąż żywe.

Tymczasem kondycja naszego zdrowia psychicznego sukcesywnie spada, statystyki dotyczące zaburzeń psychicznych, samobójstw są zatrważające, zwłaszcza jeśli chodzi o grupę dzieci i młodzieży.

Po co ci psycholog? W tym samym celu co ortopeda, dentysta, kardiolog. Fryzjer, kosmetyczka, masażysta. Masz ciało, które czasem niedomaga, o które dbasz aby było piękne i zdrowe. Masz też psychikę, emocje, osobowość. One też czasem niedomagają, to normalne. O nie też warto zadbać, aby były piękne i zdrowe. Mogą odwdzięczyć się częstszym odczuwaniem szczęścia!

 I znowu jestem nie taki jak trzeba- dlaczego nie lubię postanowień noworocznych

Internet huczy od tematu postanowień noworocznych, w mediach społecznościowych mnóstwo zdjęć z pięknie rozplanowanymi celami (koniecznie muszą być SMART), celebryci chwalą się swoimi postanowieniami na nadchodzący rok. Szkoda, że równie chętnie nie dzielą się tymi niezrealizowanymi, zakurzonymi, zgubionymi gdzieś na przełomie lutego i marca, lub kwietnia i maja. Prawda jest taka, że  większość postanowień poczynionych w okolicach początku roku tkwi w statucie „postanowienie” a nie „cel zrealizowany”. Owszem statystyki pokazują, że na początku roku siłownie i kluby fitness pękają w szwach, markety sportowe notują nagłą zwyżkę  sprzedaży legginsów, butów do biegania czy hantli, ale trend ten co roku jest krótkotrwały i w okolicach lutego i marca wszystko wraca do normalności.

Dlaczego nie lubię postanowień noworocznych, które biedne i niezrealizowane tkwią gdzieś zawieszone w czasoprzestrzeni między sferą życzeń i chcenia a rzeczywistością?

  1. Przeciętny człowiek podejmuje je zalany falą instagramowo fejsbukowo medialnej euforii, czyli „tak trzeba, tak robią inni, wszyscy robią, to ja też, jeśli nie postanowię jestem nie nowoczesny, nie postępowy, zgnuśniały i w rezultacie do niczego”. Podejmowane są w wyniku presji społecznej i oczekiwań społecznych a nie na skutek świadomej osobistej decyzji o chęci dokonania zmiany w życiu.
  2. Całemu temu medialnemu szumowi okołonoworocznemu, mimo nowych trendów ciałopozytywności, akceptacji siebie, jakby nie patrzeć, towarzyszy przekaz „jesteś nie ok- postanawiaj”. Miliony ludzi więc scrollując ekran przyswaja ten przekaz i jeszcze bardziej intensywnie myśli o wszystkich swoich „nie ok”. Postanowienia powstają więc na bazie braku akceptacji jakiegoś aspektu siebie, a nie życzliwego wglądu osoby ze zdrową samooceną, czującą wewnętrzną potrzebę zatroszczenia się o jakiś, być może zaniedbany aspekt siebie, swojego życia.
  3. Zmiany można dokonać o każdej porze roku, w styczniu, kwietniu , listopadzie, o poranku i wieczorem, decyzję o zmianie można podjąć we wtorek lub niedzielę, na nadmorskiej plaży, czy w autobusie do pracy. Nie potrzeba do tego nadzwyczajnych okoliczności, wystrzałów szampana i medialnego szumu. Warunkiem jest świadomość swoich potrzeb, tego czego pragnę, czego mi brak i na co świadomie się decyduję znając ryzyko przeszkód i trudności, które mogą mnie spotkać.
  4. Zmiany dokonują się szybko i łatwo tylko na pięknych zdjęciach w mediach społecznościowych. W tzw. „realu” potrzeba często dużo czasu, cierpliwości, umiejętności odraczania natychmiastowej gratyfikacji, znoszenia dyskomfortu i przede wszystkim akceptacji. Akceptacji, że nie wszystko zależy od nas, nie na wszystko mamy wpływ. I po ludzku, czyli normalnie, czasami mamy mniej siły, energii, ochoty i nie zawsze musimy być uśmiechnięci od ucha do ucha.

Podsumowując: jesteś ok taki jaki jesteś. Nie musisz niczego postanawiać, tylko dlatego, że połowa  Polski to robi. Pomyśl, w jakim obszarze życia czujesz, że niedostatecznie troszczysz się  o siebie, być może oddalasz się od tego, co ważne, wartościowe? Jakie zachowania, nawyki oddalają cię od twoich wartości? Świadomie je rozpoznaj i zauważaj. Kontynuuj to, co zbliża cię do życia jakiego pragniesz. Powolutku, minuta po minucie, miesiąc po miesiącu.

 

Legenda o dwóch wilkach

Jest wieczór. Stary wódz Indian Cherokee siedzi przy ogniu wraz ze swoim wnukiem. Płomienie oświetlają ich twarze- pomarszczoną, naznaczoną doświadczeniem twarz wodza i  delikatną, miękką twarz chłopca. Mężczyzna siedzi niewzruszenie, nieruchomy jak skała, chłopiec z ciekawością rozgrzebuje gałązką żarzące się kawałki drewna. Przysuwa się co chwilę, sprawdzając , jak blisko ogień pozwoli mu podejść.
– W każdym z nas, we mnie i w tobie mieszkają dwa wilki – przerywa milczenie stary wódz. Chłopiec poprzez płomienie, z zaciekawieniem spogląda na dziadka dając sygnał, że chce słuchać dalej.
– Toczą nieustanną walkę ze sobą. Jeden wilk jest pełen strachu, żądzy zemsty, zazdrości. Nosi w sobie urazy, gniew, gorycz. Jest podstępny i zawistny- starzec przymyka oczy, jakby chciał zobaczyć pod powiekami obraz tego, o czym mówi. Chłopiec przysuwa się bliżej, by nie zgubić żadnego słowa.
– Drugi wilk- kontynuuje dziadek, nie otwierając oczu- przepełniony jest współczuciem, miłością, życzliwością. Cechuje go spokój, szczerość i  pragnienie dobra. Walczą ze sobą w każdym z nas, chcąc być ważniejszym i silniejszym od tego drugiego.
– Który z nich wygra dziadku?- chłopiec przysuwa się jeszcze bliżej.
-Wygra ten, którego będziesz karmił, chłopcze- wódz  otwiera oczy i spogląda na twarz wnuka.
– Wybór zawsze należy do ciebie.
– Czy nie możemy zabić tego złego wilka jedną z naszych strzał?- pyta chłopiec.
– Nie możemy go zabić ani zniszczyć. Walka napędzana naszym strachem i gniewem tylko uczyniłaby go większym i silniejszym. Przegralibyśmy ją. Zamiast tego, możemy się nauczyć obserwować go ze spokojem, nie obdarzać go zbyt dużą uwagą.
-I co się wtedy stanie dziadku? Czy zły wilk odejdzie?- oczy chłopca stają się coraz większe.
– Nie, nigdy nie odejdzie. Ale położy się u naszych stóp i nie będzie nam dłużej zagrażał. Tak długo, jak będziesz karmił tego drugiego- Stary wódz ponownie zamkyka  oczy,  dając sygnał, że opowieść dobiegła końca. Chłopiec przez chwilę wpatruje się w niewzruszoną, pooraną zmarszczkami twarz wodza, po czym  nie doczekawszy się dalszego ciągu,  powraca do rozgrzebywania kawałków palącego się drewna w dogasającym już ognisku.

To moja wersja znalezionej w sieci tradycyjnej indiańskiej legendy. Jakoś tak bardzo wpisuje się w to, co bliskie mi w pracy i życiu.
Którego wilka nakarmimy dziś? W pracy, domu, kolejce w sklepie, autobusie?

Co z tymi myślami?

 

„Nie mają tu wstępu zawzięte i napastliwe myśli, przypływające na zadżumionych żaglowcach, statkach z niewolnikami, wojennych okrętach myśli-wszystkie zostaną odesłane.(…)To spokojna przystań, wrota pięknej i dumnej wyspy, która dopiero teraz zaczyna kultywować spokój. Jeśli możecie przestrzegać tych praw, moje drogie myśli, jesteście w moim umyśle mile widziane…w przeciwnym razie zawrócę was wszystkie na morze, skąd przybyłyście.” Elisabeth Gilbert „Jedz, módl się, kochaj”

To literacki przykład dyskusji z myślami, które potrafią być destruktywne, hamujące, szkodliwe. Zamiast walczyć , lepiej z nimi dyskutować, przeformułowywać, a w teoriach opartych na uważności i akceptacji- zaakceptować ich obecność, obserwować z zainteresowaniem i uwagą, ale niekoniecznie im  wierzyć .

boketto (z japońskiego- moc gapienia się)

„Gapienie się nie zrobi z nas bogatych i pięknych w oczach społeczeństwa, które goni za oznakami statusu. Ale w świecie, który karmi się innymi wartościami, staniemy się piękniejsi, z czasem nasze twarze pokryją szlachetne zmarszczki(…) to umiejętność wstrzymania biegu myśli, trwania w tym, co tu i teraz. To wielka sztuka.”
Grażyna Plebanek „Słowa na szczęście i inne nienazwane stany duszy”

Gapmy się w przestrzeń, szukajmy zachwytów, pozwólmy zmysłom działać.